czwartek, 2 lipca 2015

Zmienia się.

Jadę ulicą Kijowską w Krakowie.

Jest ciepło, bardzo ciepło. Przyjemnie. Minąłem już wiadukt ze stacją kolejową Kraków Łobzów - zresztą kolejny raz remontowany, lecz zawsze z sensem: tym razem po to aby przyjechać na lotnisko w Balicach do 20 stu minut. Zaraz minę skrzyżowanie z ulicą Mazowiecką. Widzę nowy blok naprzeciwko kościoła Świętej Jadwigi. Blok z kawiarnią. Ślicznym miejscem zapełnionym ludźmi pod parasolami, śmiejących się do siebie i korzystających z tego co jest. A to dopiero Środa, godzina szesnasta.  Przejeżdżając do ulicy Czarnowiejskiej zrobię jeszcze razy w środku siebie: Wow! Wow! Wow! Zresztą tak samo będzie jak na nią wjadę. Owszem kilka starych sklepów się pozamykało, ale znacznie więcej się otwarło. Przechodzę do centrum, pogoda dalej dopisuje. Zaraz będę wracał tym razem - specjalnie Krowoderską. Tu kolejne zaskoczenie: część kamienic odnowionych, i znowu dużo lokali: "Kocia Kawiarnia" gdzie pijesz swój ulubiony napój a między Tobą, przechadzają się koty, "Nie lubię Poniedziałków" - herbaciarnia otwarta od Wtorku do Niedzieli. W gratisie bliżej rynku masz jeszcze Pokój zagadek i 60 minut na jego opuszczenie. Oczywiście to tylko mała część zmian na tej ulicy.  Idę dalej i kupuję w najbliższej Żabce wodę - tym razem ekspedientka nie krzywi się kiedy woda kosztuje 97 groszy a ja mam tylko całką 20stkę. Nieco jak gdyby okazało się, że pieniądze nie śmierdzą tak bardzo, a przy prowadzeniu biznesu liczy się każda nawet najmniejsza transakcja. Zresztą: jest inaczej znajomy mi się chwali, że kupuje świetny nowy samochód a przez to, że negocjował zbił cenę o dobrych kilka tysięcy mniej, i gdyby to przeliczyć, to ma gratis rok pracy w życiu. Moja dziewczyna z kolei, kupuje zapiekankę na Kazimierzu i uwaga - może kupić tylko połówkę i jeszcze sos do niej jest gratis. Coś co jeszcze rok temu było by w najgorszym wypadku skwitowane niemiłym grymasem kucharza. Stało się: jesteśmy bardziej pro klienccy.

Innym razem jedziemy do Warszawy, z liderem przejazdów Polskim Busem. Mówię liderem dlatego, że byli pierwsi przeciw wszystkim: staremu PKSowi, PKP i innym Januszom biznesu. Bilety kosztują dwadzieścia pięć złotych. Jest fajnie, wygodnie. W połowie drogi ładuję telefon bo gniazdko mam pod siedzeniem, a za dużo korzystam z Wifi.  Kierowca na drodze nie szarżuje. Mogę tak jechać nawet jeśli w połowie psuje się klimatyzacja (a psuje się). Trzeba będzie szybko naprawić: tym razem nie są już sami: o ile wiem, jest Lux Bus, Lajkonik Bus i inni. A i Pendolino robi swoje. 2,5 godziny wygodnych siedzeń, ciszy, z poczęstunkiem wliczonym w cenę biletu robi swoje. 
Nowe zasady gry: od teraz każdy musi się starać. Co do całości transportu: pod koniec pobytu zacząłem się zastanawiać czy jeszcze opłaca się mieć samochód. Oto i ja: fan motoryzacji zaczynam mieć świadomość tego, że małe miejskie auto może wystarczyć nawet jeśli masz firmę. Ale jeśli planujesz wyjazd z rodziną coraz bardziej opłaca się jechać transportem publicznym, tym bardziej że nad morze przyjedziesz już w 5-6 godzin. 

Zabrzmi to absurdalnie, ale ogromnie cieszy mnie widok wszelakich klinik medycyny estetycznej.
To nie tak, że lubię się poprawiać. Za tą radością stoją bardziej skomplikowane myśli: zaczynamy bardziej ufać prywatnej służbie zdrowia, nawet mimo, że jeszcze nie mieści nam się w głowie, że może być lepsza od publicznej. Podam przykład: ktoś najbliższy z mojego otoczenia koniecznie chciał sprawdzić sobie znamiona skórne. Koszt 150 złotych, termin za trzy dni. Na szczęście wszystko w porządku. A znam przypadek, gdzie gdyby czekać i buntować się przeciwko "zapłaceniu extra" całe przedstawienie skończyłoby się przykro, bardzo przykro. 

Inna sprawa: dysputy polityczne. Koledzy i koleżanki rozmawiają na tematy ekonomii. Kończy się czas jałowych argumentów na przechwałki i obelgi.

Widzimy, że nie tędy droga. 

Ludzie częściej pytają: skoro komuś oddamy, to komuś musimy odebrać. Nawet jakiś polityk w mniejszym mieście obciął premie o 950 tysięcy złotych. A w Krakowie dyskutujemy nad budżetem obywatelskim - jest on nawet całkiem mocno promowany.


Kiedyś o budżecie obywatelskim mogłeś przeczytać tylko w internecie. Teraz znajdziesz takie ulotki u siebie w bloku, w bliskim Ci pubie czy pizzerii. Możesz przyjść i wziąć udział w dyskusji jak ma wyglądać twoja mała ojczyzna. 


Podoba Ci się ten tekst? Chcesz być na bieżąco? Kliknij przycisk obserwuj. Zapraszam również do komentowania i zadawania pytań :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz