sobota, 19 września 2015

Klika czarnych i białych pozycji, które zamierzam zjeść w najbliższym tygodniu. Wszystkie tym razem z Polski.

Właśnie dostałem paczkę z Polski, a w niej kilka wydawnictw które od dłuższego czasu mnie niesamowicie fascynowały. Z racji tego, że są to dzieła naprawdę ciekawe postanowiłem się z Wami, tymi wolumenami z wielką radością podzielić.


Propozycja numer jeden: Piotr Tymochowicz - biblia skuteczności. 



Zawsze fascynowała mnie ta postać, bo ile razy ją widziałem w telewizji nigdy nie potrafiłem rozgryźć kim tak naprawdę jest, i jaka jest jej właściwa motywacja. Zresztą po okładce dalej nie wiem - kiedy pierwszy raz na nią spojrzałem zobaczyłem imię i nazwisko autora, tytuł. Dopiero po chwili spostrzegłem, że po lewej stronie nie ma jakiegoś dziwnego efektu krzyża - a znajduje się twarz. Czy to pewna metafora? Zaraz zobaczymy.

Kolejna pozycja: Minimum zaangażowania, maksimum efektów. 


Pierwszą książką jaką przeczytałem o dietach, i która faktycznie mi się spodobała była książka autorstwa Vince'a Girondy. Drogi Vince! Nie wiem jak bardzo dziwnie brzmiały twoje teorie w latach twej młodości, ale gwarantuje Ci: w 2005 roku gdybym opowiadał o nich głośno byłbym uznany za co najmniej szarlatana i spalony na stosie. Na szczęście koło 2012 pojawił się ktoś mądrzejszy z pełnym autorytetem blogerskim i wydał książkę 4 godzinny trening. I od tego momentu moja przygoda z dietami zaczęła się ponownie, a wszystko co Ty głosiłeś, nabrało jeszcze większego sensu i faktycznych podstaw naukowych. 

 Tym razem jednak coś z Polskiej półki. Pani Agnieszka Wilk, oraz pan Tobiasz Wilk prezentują swój punkt widzenia na świat żywności. I kiedy czytam pierwszą stronę ich pozycji zaczynam ciekawić się jeszcze bardziej...


  Ostatni wolumen. Co o szeroko pojętym wzornictwie i design'ie: 


Dejan Sudjic - W jaki sposób rzeczy nas uwodzą? 

Gdybym tylko mógł projektowałbym wszystko sam. Od tej strony (na co jeszcze zdolności nie całkiem pozwalają) - po okładki i grafiki. Zresztą przyznam się wam do czegoś: czasem kupuję książki tylko dla okładki. Najbardziej lubię takie z krakowskich komisów: stare, nieco podniszczone, mające po 20- 30 lat, ale za to bardzo kreatywne. Przecież wtedy nie posiadano komputerów, a trzeba było sobie jakoś radzić. Trzeba było przyciągnąć uwagę widza do tej konkretnej jednej pozycji. Tak więc: jeśli książka urzekła mnie okładką, biorę ją do ręki i czytam - jeśli mnie zaintryguję idę z nią do kasy. 

Tutaj jednak okładka jest prosta - a mimo, że dzieło jest o wyglądzie i powierzchowności- ma znacznie więcej słów niż grafik. Jednak są to zdania fachowca, znającego się na rzeczy. Dzięki więc barwnym słowom w mig łapiemy co autor faktycznie miał na myśli. 

Wam z kolei jak się podoba mój design bloga? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz