środa, 23 września 2015

Motywacja po brytyjsku - chyba najlepszy przykład jaki mógł mnie spotkać:) Lecimy do Nowego Jorku?:)

Ann była Brytyjką w pełnym tego słowa znaczeniu: delikatne rysy twarzy,  wrodzona uprzejmość, jasna cera, jasne blond włosy. Pewien unikalny klasyczny styl. Tak się ostatnio złożyło, że odbyła wakacyjną podróż do NYC i właśnie z niej wróciła. Kiedyś również tam byłem, wobec czego zawiązał się wspólny temat w pracy na nieco dłuższą chwilę - opowieści, wymianę doświadczeń, pytania i wrażenia.

Czasem nieśmiało marzyłem o tym, że mógłbym się tam powtórnie znaleźć - już jako dorosły człowiek. Zobaczyć to miasto z innej perspektywy.

Rozmowa tymczasem się dłużyła, a kiedy dobiegała końca Ann bardzo szczerze i niemal tak tylko wprost jak się da powiedziała do mnie:

You should try it! (w sensie, że again:))

I przyznam szczerze, że wtedy coś we mnie mocno zaskoczyło.

A co gdyby jednak spróbować?

Zacząłem wyobrażać sobie te wszystkie miejsca, w których byłem, tam gdzie spędzałem czas wolny, gdzie się bawiłem, tylko że w zupełnie nowej - "dojrzałej" dla mnie odsłonie. Wraz ze wszystkimi wadami i zaletami tej metropolii (w sumie ma chyba więcej zalet:)).

Tak więc, wróciłem do domu i pierwsze co zrobiłem to napisałem do znajomej stewardesy polskiego pochodzenia, którą niedawno poznałem, a która mieszka tam na co dzień (jak ma czas;)).
Okazało się, że formalności mogą nie być takie skomplikowane, i jest całkiem duża szansa, że już w przyszłym roku będę mógł tam zawitać:)

Mówi się, że Nowy Jork to takie miejsce, w którym jeżeli sobie poradzisz to już poradzisz sobie wszędzie. Cóż. Challenge Accepted :) A może tak bardzo mi się spodoba, i trzeba będzie zmienić nazwę strony na "Jak przetrwać w Nowym Jorku"?:)

   

wtorek, 22 września 2015

Kim do diaska jest Netsky?! Czyli: trochę o "brytyjskiej" muzyce.

Ot. To taki niepozorny chłopak - mimo, że z Belgii to bardzo mocno związany z Wielką Brytanią. 

Rocznik 89 -młody szczawik, prawda?:)


Obecnie jego wydawcą jest londyńska wytwórnia Hospital Records, której polecam także sprawdzić innych artystów (sam o sobie mówi, że to właśnie ich słuchał najczęściej, i to właśnie oni mieli na jego twórczość największy wpływ.

A jeżeli jesteście graczami możecie jego muzykę kojarzyć ze gry Forza (gdy jego mix wzięto na soundtrack miał około dwudziestu jeden lat).

Być jeszcze w czasie studiów i być współtwórcą muzyki do takiej gry - to chyba lepsze niż ich ukończenie ;) 

Swoją drogą: współpracował również ze świetną wokalistką i projektantą Beth Ditto.

Jeżeli jeszcze nie słyszeliście jego muzyki, to polecam koniecznie sprawdzić - nastraja bardzo pozytywnie, a każdy z teledysków jest zrobiony w sposób bardzo kreatywny:








 Zapraszam do przeglądnięcia całej jego twórczości, chyba najlepiej na Youtube Mix.

poniedziałek, 21 września 2015

Świetny zawód dla kobiety - nawet na start. A już szczególnie tutaj w Wielkiej Brytanii: profesjonalny sprzedawca.

Zauważyłem, że wiele kobiet, które tutaj przyjeżdżają kompletnie nie mają pomysłu na siebie - albo pod wpływem pewnego szoku, nie radzą sobie z zadaniami, które u nas teoretycznie mogły by być bardzo proste. 

Sprzeczność tej sytuacji polega jednak na tym, że nawet gdyby były u "nas" to chcąc zrealizować swoje cele mogły by napotkać na wiele problemów, które uniemożliwiłby dalszy rozwój osobisty.

Co więc w takiej sytuacji zrobić? W jaki sposób podnieść swoje kwalifikacje?


Moim zdaniem są dwie drogi aby rozwiązać ten problem. 

Pierwsza to taka, że należy pamiętać o tym, że najważniejsze jest posiąść jakiś specjalistyczny zawód.

Można więc zgodnie ze swoim doświadczeniem z Polski (aby było nam łatwiej), zacząć szukać kursów doszkalających by przygotować się do pracy tutaj (na przykład w księgowości, jako zwykły pracownik biurowy, czy jakimkolwiek innym fachu jaki wcześniej wykonywaliśmy).


Druga natomiast to droga nieco inna - nie lubiana w Polsce, ale ogromnie szanowana w krajach wysoko rozwiniętych. Ogromnym plusem tej drogi jest także to, iż na początek wystarczy się sama motywacja, i szkolenia oferowane przez pracodawce - reszta już zależy od Ciebie.

Także tutaj, podejmując się tej drogi ponosisz znacznie mniejsze ryzyko - w końcu za Funty możesz kupić więcej, niż za Złotówki, nawet więc jeżeli noga Ci się podwinie - ryzykujesz znacznie mniej niż naszej ojczyźnie. Ta droga - to droga świadomego sprzedawcy. Czyli takiej osoby, która wybrała taką ścieżkę kariery ze względu na swoje predyspozycje, oraz chce ją rozwijać (bo wie że już teraz to wartościowy i przyszłościowy zawód), oraz widzi z niego profity - zarówno dla siebie, jak i dla innych.

Wiem jednak jak możesz wyobrażać sobie ten kunszt: jako akwizytora, który chodzi od drzwi do drzwi i stara się wcisnąć swoje usługi innym. Albo jako kogoś, kto zapisał się do jednej z tych podejrzanych firm, i stara się Ciebie namówić na to, abyś i Ty była jego "gałęzią" sprzedaży.

Oto Lush: mój ulubiony sklep z cudownymi kosmetykami, na każdą okazję i dla każdego. Zarabianie pieniędzy w takim miejscu chyba nie było by zbrodnią, prawda?:)

Spójrz jednak na przykład powyżej. Albo rozejrzyj się dobrze. A najlepiej odwiedź w swoim mieście największego Bootsa (to mój ulubiony przykład). U nas w centrum w Manchesterze jest dokładnie jeden z tych naj-największych. A tuż kiedy przekroczysz jego drzwi - pierwsze co zobaczysz to świetne wyposażone stoiska z perfumami i kosmetykami, a przy nich niesamowicie zadbane i doskonale ubrane kobiety - co najważniejsze w różnym wieku, i o różnym typie urody - to więc dowód, że ten zawód może być także szansą dla Ciebie.


Kiedy ja kompletnie, nigdy nic nie sprzedawałam!

Pamiętaj, że sprzedaż to złożony proces, ale nie jest tak naprawdę aż taki trudny jak się wydaje. Szczególnie tutaj w Anglii - gdzie ludzie mają zasobniejsze portfele, korzystają z nich więc znacznie częściej i chętniej, oraz więcej czasu spędzają w sklepach. A kiedy taki klient podchodzi do Ciebie i zaczyna rozmawiać z Tobą o twojej usłudze - to znaczy, że jest już nią potencjalnie zainteresowany. 

Bądź więc fachowcem, i nie wciskaj tego produktu na siłę, ale koniecznie daj się klientowi wpierw wygadać. Jeżeli ma jakieś pytania, daj mu dokończyć je w spokoju. A następnie odpowiedz mu proszę tak dokładnie jak się tylko da. Uwierz mi to - na początek wystarczy. Pamiętaj też proszę o jednym: jeżeli klient Cię polubi, i dasz mu szczerze odczuć że go szanujesz (bo faktycznie tak jest) to już jest spora część sukcesu - i drobny krok, od upragnionego celu :) 

Ale niestety nie znam na tyle języka, aby się o "aż taką" pracę ubiegać!

 To moim zdaniem główny błąd, w który wpadają tutaj osoby świeżo po przyjeździe. Bardzo często kończy się on tak, że zostają w swoim pierwszym - względnie bezpiecznym - miejscu pracy gorzkniejąc, i frustrując się coraz bardziej. Bardzo często - zapominając, że gdzieś jest lepsze miejsce, które tylko czeka na to by je właśnie objąć.

Zacznij więc z tym co masz - nawet jeżeli będziesz musiała tylko wykładać towar na półkach - i powoli ewoluuj. Ważne by mieć kontakt z ludźmi, i językiem. Gwarantuje Ci - zmiany zaczną przychodzić znacznie szybciej niż myślisz, a jeśli poczujesz się już nieco pewniej - ubiegaj się o nieco lepsze stanowisko - nawet w powyżej wymienionym Bootsie - w końcu masz już "brytyjskie" doświadczenie! :)

Potrzebuje pieniędzy już teraz - nie mogę żyć tylko z systemu prowizyjnego!

Tutaj też Cię zaskoczę - rzadko kiedy zdarzają się firmy, które proponują tylko czystą prowizję. Zazwyczaj jest tutaj jakaś podstawa (zapewne minimalna krajowa) + właśnie prowizja. Już na starcie jesteś ustawiona lepiej niż inni. Pamiętaj jednak aby swój nowy zawód traktować bardzo serio. Wiele osób myśli w ten sposób, że skoro ma już podstawę to nie musi się starać - nic bardziej mylnego: musisz zawsze ciężko pracować, i najlepiej poprawiać swoje wyniki - ta praca to ma być biznes nie tylko dla Ciebie, ale i twojego pracodawcy :)  

Masz jakieś pytania? Potrzebujesz więcej informacji? Chcesz więcej wskazówek? Napisz do mnie w sprawie indywidualnych konsultacji. Pisz już teraz na: barteknowakwuk@gmail.com

niedziela, 20 września 2015

Opowiadanie. O fotografiach, wieku dziecięcym i bezdomnych.

Miałem wtedy jakieś trzynaście, lub czternaście lat i szedłem po jednym z typowych krakowskich osiedli w centrum. Pogoda była taka jak teraz - czyli na wpół Wrześniowa: bywało jeszcze bardzo ciepło, i bardzo widno nawet wieczorami, ale już czuć było lekko muskający klimat jesieni, a gdzieniegdzie pokazywały się już nawet złote liście.

Miejsce w, którym bytowałem to nie było standardowe blokowisko. Te były nieco dalej przy ulicy Racławickiej - spore, jeszcze szare wtedy dziesięciopiętrowce. Ja mieszkałem nieco wcześniej - na osiedlu, które było złożone z małych przyjemnych czteropiętrowych bloków, już odnowionych i pokolorowanych, gdzie pełno było zieleni, podwórek i piaskownic, a niedaleko jeszcze znajdywała się fabryka słodyczy Wawelu - rano więc, gdy szliśmy do szkoły, czuć było na naszych ulicach przepiękny, bardzo głęboki zapach ciemnej czekolady, co wybornie uprzyjemniało podróż.

Ja jednak szedłem teraz z boiska, była już godzina 17, i zamiast do domu, postanowiłem zaglądnąć jeszcze do jednego dobrego kolegi, który mieszkał nieopodal mnie. Po prawej miałem jego blok. Z tyłu za sobą szkołę, po lewej za to żywopłot. A tuż obok niego typowy krakowski śmietnik, z typowym krakowskim zielonym trzepakiem, który nie służył do trzepania dywanów a do robienia fiflaków, w których zawsze to dziewczyny były mistrzami. Mimo wszystko ja muszę się pochwalić - też nie byłem w tym najgorszy, jednakże - patrząc na to z perspektywy dorosłego człowieka, kompletnie nie wiem jak takich ewolucji dokonywaliśmy - musiała to być jedna z tych magicznych sztuczek, które potrafią dzieci a dorośli nie. Podobnie jak znikanie w sklepach, fart przy najniebezpieczniejszych sytuacjach, które nam się wtedy zdarzały, czy brudzenie się szybciej niż mrugnięcie oka. 

Tym razem jednak uwagę przykuł mą, nie tyle ów trzepak - a śmietnik, który o ile zawsze był zamknięty na klucz, tym razem był otwarty, i obłożony wręcz gigantycznymi workami, z których de facto wystawały same listy i dokumenty. 

To nie było normalne, żeby na raz wyrzucać tyle papierologi - pomyślałem.  

Podszedłem tam, i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że ktoś dostał / wykupił czyjeś mieszkanie i postanowił pozbyć się z niego wszelkich pamiątek rodzinnych. 

Siedziałem tam przynajmniej z pół godziny - przeglądając przepiękne czarno-białe zdjęcia z podróży do Warszawy, Wrocławia, Poznania, czy pierwszej podróży nad morzem, autem które przypomniało garbusa, ale na pewno nim nie było. Analizowałem uśmiechy, stroje wpierw tylko pary- a potem, już na innych zdjęciach - całej czteroosobowej rodziny. Do dzisiaj to pamiętam: wszystkie fotografie były na prawdziwym papierze do zdjęć, co czuć było w zapachu i dotyku. A postawy tych ludzi, uśmiechy, i pewna niepodrabialna radość w oczach  została mi do dzisiaj w pamięci. 

Miałem w rękach prawdziwy skarb - do tego jeszcze dochodziły cudownie, kaligrafowane listy, setki tych listów, gdzie para wyznawała sobie miłość, gdzie mąż opisywał jak wiedzie mu się podczas delegacji, i wszelkie inne sprawy, które dla nas są malutkie, a dla nich na ten czas były wielkie i ważne. 

Trzeba było coś z tym zrobić.  

I czym prędzej pobiegłem po znajomego, który mieszkał dosłownie klatkę dalej. 
Przybiegł ze mną, najpierw z lekkim uśmiechem, że niby przesadzam, i że nikt normalny tak jak ja nie robi, jednakże: gdy zobaczył co faktycznie znalazłem, sam był w ogromnym szoku. 

Zdecydowaliśmy, że trzeba uratować wszystko, a że część nie mieściła się już w poprzerywanych workach pobiegliśmy do domu, po kilka kartonów i innych przedmiotów przydatnych w tej sytuacji. Całość przygotowań, trwała z dobre 15 minut, a my byliśmy niesamowicie szczęśliwi, że ratujemy coś co ma wartość nie tylko bardzo sentymentalną, ale i historyczną. 

Zbiegliśmy na dół klatki schodowej, skacząc po kilka stopni, otworzyliśmy butem stare zepsute drzwi, i pobiegliśmy szczęśliwi na miejsce zbrodni. 

Wtem jednak, pojawia się tutaj jednak jeszcze inna postać: bezdomny, pakujący wszystko na swój stary, zardzewiały wózek. 

- Przepraszam, dokąd Pan to zabiera? 

- Nie twój interes gnoju!     

Było trudno, a słowo bezdomny nie odzwierciedlało, tego jak naprawdę ten człek wyglądał: stary, śmierdzący, z poprzecinaną twarzą jegomość, widać że nie zawahałby się zrobić wszystkiego byleby tylko wyszło na jego racje. Mimo wszystko, próbowaliśmy dalej. 

- Przepraszam ale to nasz skarb, my wypatrzyliśmy go pierwsi. 

- Gówno mnie obchodzi wasz skarb. Dajcie 20 złotych to się dogadamy. 

-Nie mamy 20 złotych, możemy dać maks 15 ście. 

- No to przykro mi bardzo. 

Odwrócił się na pięcie i poszedł. 

Nigdy więcej nie zobaczyłem tych zdjęć, ani tych listów. Uwielbiałem już wtedy chodzić po antykwariatach, oraz przeglądać wszelkie giełdy staroci, ale niestety kompletnie nic z nich nie znalazłem - zapewne więc świetnie się paliły.

A szkoda bo niektóre z nich wyglądały o tak:










Biznes: myślisz o zostaniu Youtube'rem? Zanim to zrobisz obejrzyj proszę dokument "The Creators"

To ciekawe w jaki sposób my odbieramy pewne "zjawiska" na świecie, a w jaki sposób odbierają je osoby z zagranicy. Jednym z wielu jeszcze kilka lat temu był Youtube. Do dzisiaj w Polsce zadajemy sobie też pewne pytania, które tutaj - za granicą - jakby prawie oczywiste: na przykład: czy na filmach na Youtube można zarabiać?

Oto świetny przykład i cudowne wprowadzenie do tego jak może taki biznes może wyglądać. Co jest w nim najważniejsze; doskonały motywator dla wszystkich, którzy pragną osiągnąć coś niesamowitego w życiu. Oto dokument o czwórce Youtuberów z Wielkiej Brytanii, którzy pewną regularnością, pracowitością, i świetnym pomysłem na siebie stworzyli doskonałe i bardzo popularne marki. Co było tutaj także kluczem do sukcesu? Myślę, że bez wątpienia także język angielski, którego każdy z nas na szczęście może się nauczyć;)


Zapraszam serdecznie na trailer: 


A teraz także na właściwy film, który jeśli jeszcze nie poznałeś do końca tego "innego świata" może być dla Ciebie bardzo, bardzo dużym szokiem. Jednak mimo to szczerze polecam sprawdzić jak wygląda ten "lepszy" Youtube: po prostu kliknij tu.

Szukasz konkretnych porad przy wyjeździe? Mogę poświęcić Ci nawet ponad godzinę w ramach indywidualnych, konsultacji. Chcesz wiedzieć więcej? Napisz na: barteknowakwuk@gmail.com

sobota, 19 września 2015

Klika czarnych i białych pozycji, które zamierzam zjeść w najbliższym tygodniu. Wszystkie tym razem z Polski.

Właśnie dostałem paczkę z Polski, a w niej kilka wydawnictw które od dłuższego czasu mnie niesamowicie fascynowały. Z racji tego, że są to dzieła naprawdę ciekawe postanowiłem się z Wami, tymi wolumenami z wielką radością podzielić.


Propozycja numer jeden: Piotr Tymochowicz - biblia skuteczności. 



Zawsze fascynowała mnie ta postać, bo ile razy ją widziałem w telewizji nigdy nie potrafiłem rozgryźć kim tak naprawdę jest, i jaka jest jej właściwa motywacja. Zresztą po okładce dalej nie wiem - kiedy pierwszy raz na nią spojrzałem zobaczyłem imię i nazwisko autora, tytuł. Dopiero po chwili spostrzegłem, że po lewej stronie nie ma jakiegoś dziwnego efektu krzyża - a znajduje się twarz. Czy to pewna metafora? Zaraz zobaczymy.

Kolejna pozycja: Minimum zaangażowania, maksimum efektów. 


Pierwszą książką jaką przeczytałem o dietach, i która faktycznie mi się spodobała była książka autorstwa Vince'a Girondy. Drogi Vince! Nie wiem jak bardzo dziwnie brzmiały twoje teorie w latach twej młodości, ale gwarantuje Ci: w 2005 roku gdybym opowiadał o nich głośno byłbym uznany za co najmniej szarlatana i spalony na stosie. Na szczęście koło 2012 pojawił się ktoś mądrzejszy z pełnym autorytetem blogerskim i wydał książkę 4 godzinny trening. I od tego momentu moja przygoda z dietami zaczęła się ponownie, a wszystko co Ty głosiłeś, nabrało jeszcze większego sensu i faktycznych podstaw naukowych. 

 Tym razem jednak coś z Polskiej półki. Pani Agnieszka Wilk, oraz pan Tobiasz Wilk prezentują swój punkt widzenia na świat żywności. I kiedy czytam pierwszą stronę ich pozycji zaczynam ciekawić się jeszcze bardziej...


  Ostatni wolumen. Co o szeroko pojętym wzornictwie i design'ie: 


Dejan Sudjic - W jaki sposób rzeczy nas uwodzą? 

Gdybym tylko mógł projektowałbym wszystko sam. Od tej strony (na co jeszcze zdolności nie całkiem pozwalają) - po okładki i grafiki. Zresztą przyznam się wam do czegoś: czasem kupuję książki tylko dla okładki. Najbardziej lubię takie z krakowskich komisów: stare, nieco podniszczone, mające po 20- 30 lat, ale za to bardzo kreatywne. Przecież wtedy nie posiadano komputerów, a trzeba było sobie jakoś radzić. Trzeba było przyciągnąć uwagę widza do tej konkretnej jednej pozycji. Tak więc: jeśli książka urzekła mnie okładką, biorę ją do ręki i czytam - jeśli mnie zaintryguję idę z nią do kasy. 

Tutaj jednak okładka jest prosta - a mimo, że dzieło jest o wyglądzie i powierzchowności- ma znacznie więcej słów niż grafik. Jednak są to zdania fachowca, znającego się na rzeczy. Dzięki więc barwnym słowom w mig łapiemy co autor faktycznie miał na myśli. 

Wam z kolei jak się podoba mój design bloga? :)

czwartek, 17 września 2015

Na pohybel minimalnej krajowej - zdobyłem licencje operatora wózków widłowych. Jak się do tego przygotować? Oraz: w jaki sposób odbywa się takie szkolenie. Ważne: post także dla kobiet!

Prawdę mówiąc licencje zdobyłem już ponad tydzień temu i od razu mówię: nie było to, aż takie trudne. 

Jak jednak ugryźć ten temat w praktyce? Oraz: kilka wniosków które pomogą wam w tym i podobnych zadaniach.

Dlaczego zdecydowałem się akurat na taki kierunek? Pisałem o tym już tutaj. W skrócie: dla mnie to przede-wszystkim wielka frajda i zabawa. Jestem świetnym kierowcą. Naturalnym wyborem jakby było więc zdecydowanie się na kierunek, w którym czuję się na tyle pewnie by móc rozwijać go za granicą. Dodatkowo: nigdy wcześniej tego nie robiłem, to zupełnie nowe zajęcie dla mnie, było to więc w pewien sposób bardzo ekscytujące doświadczenie.

Teraz dwie ważne sprawy zanim zdecydujesz się na jakikolwiek kurs:

1.Zrób dobry rekonesans. Przykładowo: istnieje kilka typów wózków widłowych: elektryczne, diesel, na gaz. Oraz: Counter Balance - typowy wózek z widłami z przodu. Reach - wózek wysokiego składowania, tzw boczny (sprawa nieco trudniejsza, ze względu na ciągłą zmianę perspektywy). Sprawdź więc jakie używane są w twojej firmie i dopytaj czy firma w której zamierzasz odbyć szkolenie dysponuje odpowiednim sprzętem. Podobnie będzie w przypadku innych kursów: o ile wiem w przypadku jeżeli chcesz zostać spawaczem, też istnieje kilka rodzajów licencji, oraz kilka technik. Warto więc zaoszczędzić czas i pieniądze - i zdobyć właściwe kwalifikacje już za pierwszym razem prawda?

2. Przygotuj się sam. To zawsze daje odpowiednią przewagę i przygotowuje mentalnie, szczególnie jeżeli zadanie, które zamierzasz wykonać jest dla Ciebie pionierskie. Jak ja się przyuczałem?
Przeczytałem kilka instrukcji obsługi wózków widłowych takich jak te:




Oraz oglądnąłem kilka filmów (prawdę mówiąc kilkadziesiąt:))







Jak widać - wózków faktycznie jest kilka rodzajów. Pewne czynności są proste, mimo wszystko trzeba nabrać wprawy. A jak wygląda jazda takim wózkiem? Tutaj mamy świetny przykład tzw. wózek składowania bocznego typu: reach gdzie siedzimy akurat bokiem do kierunku jazdy. Mimo wszystko na każdym sprzęcie jest podobnie - mamy wysokie umiejscowienie - co jest niewątpliwą zaletą - a jedynym naszym ograniczeniem widoczności są barierki ochronne. Nie jest więc tak źle. Dodatkowym atutem jest system kierowniczy - oczywiście wspomagany, z bardzo mocno skrętnymi kołami, parkowanie i manewrowanie takim sprzętem jest więc niesamowicie wygodne. 



Ważna zasada: jeśli jeździmy zawsze na pierwszym miejscu powinniśmy mieć na uwadze bezpieczeństwo innych uczestników ruchu. To jest totalnie ponad wszystkim.

Jak wygląda szkolenie?

Trening może trwać od jednego nawet do pięciu dni. Na początku napisałem, że kurs nie jest szczególnie trudny, jednak pamiętajmy: inaczej jest jeśli miałeś jakiekolwiek doświadczenie z jazdy pojazdem (nawet samochodem osobowym), a inaczej jest kiedy zaczynasz od zera. Radzę więc: dopytaj jak dokładnie będą wyglądać twoje zajęcia. Ile będzie na nich osób (optymalne grupy: około 3-5). Jak długo będą trwać. I co w przypadku gdybyś nie czuł się pewnie? ( Na przykład: czy możesz skorzystać z dodatkowych zajęć i w jakiej będą one cenie).

Zanim jednak zaczniesz część praktyczną wpierw omówione zostaną zasady bezpieczeństwa oraz teoria poruszania się wyżej wymienionym pojazdem. Ja z kolei jako wstęp i uświadomienie polecam ten film poniżej. Mimo, że jest poprowadzony w konwencji humoru (czarnego ale wciąż humoru) jest całkiem rzeczywisty - sam byłem świadkiem przynajmniej dwóch bardzo niebezpiecznych sytuacji w pracy. Bez względu na to gdzie jesteśmy i co w danym momencie robimy: trzeba się cały czas pilnować. 



Następnym krokiem powinien być test. Istotne: z tego co się dowiedziałem nie ma jednego stałego testu dla wszystkich szkół. Średnio pytań jest około 25 lub więcej, i są one głównie w formie wyboru. Proszę więc nie stresuj się: nie ma w tym nic trudnego bardziej chodzi o to by pojąć pewne zasady, które zapewnią nam ład porządek. 

Praktyka


Następnie operator przejdzie do omawiania budowy wózka. Teoretycznie każdy niby wie jak zbudowane jest takie urządzenie - w praktyce każdy taki sprzęt różni się budową, słuchajmy go więc uważnie i zadawajmy tyle pytań ile będziemy chcieli - to tylko na naszą korzyść. 

Zadania: bez stresu, po kolei, powoli i dokładnie. 

Teraz czas na zadania. Przyznam szczerze: ja miałem ogromne szczęście - byłem jedynym świeżakiem na szkoleniu - inni głównie konwertowali dokumenty z Polski. Dzięki temu mogłem zadawać wszystkim mnóstwo pytań dotyczących szczegółów samej obsługi pojazdu, oraz manewrowania widłami. Nie wiem czy to przypadek, ale były to naprawdę kompetentne osoby. I muszę przyznać fantastycznie mi się z nimi pracowało, były dla mnie dodatkową skarbnicą wiedzy.

Co należało do moich zadań?   

Zaczynaliśmy od prostych czynności: jazda, manewrowanie wózkiem (w tunelu z palet - nie bój się ich zrzucić - tu się nic nie stanie, jesteś na treningu). Następnie należało zdjąć paletę z półki i zawieźć ją na drugą stronę magazynu (przy okazji trzeba było jechać tyłem). Przyznam szczerze: przed egzaminem na prawo jazdy ćwiczyłem wiele manewrów także w głowie (po prostu wyobrażałem sobie jak je wykonuję; jak kręcę kierownicą, kiedy się odwracam gdy parkuję, jak wygląda moja ulica, oraz jakiej wielkości rzeczywistej jest mój pojazd). Tutaj zrobiłem dokładnie tak samo, i prawie każdy manewr kończył się sukcesem :)

Czy to zajęcie wyłącznie dla mężczyzn? 

Coraz częściej słyszę, o tym że kobiety też mogą prowadzić takie pojazdy. Kompletnie nie wiem jak do doszliśmy ale faktycznie to wielki sukces - tym bardziej, że jeszcze rok albo dwa temu, widziałem w polskiej telewizji reportaż o pierwszej "pani" motorniczej (chyba we Wrocławiu).


Całkiem serio: proszę kompletnie nie ulegać żadnym negatywnym opiniom na temat swoich umiejętności, możecie być równie doskonałymi kierowcami jak my. Co więcej: nie macie w sobie poczucia brawury - co daje Wam ogromną przewagę nad nami, i znacznie lepszą kontrolę nad sytuacją. Radzę więc: zdecydowanie nie słuchać narzekalstwa, i jeżeli tylko serce podpowiada Wam taką drogę - iść nią śmiało. Macie takie same, a nawet lepsze szanse.

Polecam!

Upgrade: jak dalej pokierować swoją karierą?

Często przy wykonywaniu tego typu uprawnień pojawiają się komentarze, iż bez doświadczenia nie ma co ubiegać się o taką pracę. To nieco absurdalne, że najpierw chcemy się szkolić, a zanim jeszcze takie szkolenie dokończymy to zamykamy sobie furtkę powtarzając jak mantrę te kompletnie nie trafione plotki. 

W jaki sposób więc zacząć? Najlepiej u siebie w zakładzie - po prostu poinformować szefa, że zdobyło takie uprawnienia, i że chciałoby się nabyć praktyki. Jeżeli wcześniej miałeś opinie solidnego pracownika - kompletnie nie powinno być z tym problemu abyś zaczął się doszkalać. 

Gdyby jednak coś nie wyszło - próbuj dalej, ale przez agencje. Kompletną bzdurą, jest to że osoby które nigdy nie jeździły nie mogą znaleźć adekwatnego do swoich kompetencji i ambicji zajęcia -  owszem może być nieco trudniej - przykładowo właściciel zakładu może zaznaczyć, że potrzebna jest osoba z doświadczeniem, ale to tylko dobrze dla Ciebie - widocznie zlecone obowiązki faktycznie należą do takich, które ktoś z przypadku nie mógłby wykonywać. Gwarantuję Ci: da się!

I jeszcze jedno: jeżeli ja patrzyłbym w tak negatywny sposób na Anglię rok temu, zdecydowanie już dawno by mnie tu nie było. Trzeba się otworzyć - oni potrafią docenić, jeśli widzą, że się starasz.  

Macie pytania? Śmiało piszcie w komentarzach!

niedziela, 13 września 2015

Myślisz o biznesie? Może warto pomyśleć o zagranicy?

Prawda jest taka, że bez względu na to ile masz lat powinieneś dużo zarabiać. I przypadkiem proszę nie daj sobie wmówić, że duże zarobki muszą koniecznie oznaczać bardzo dużo pracy. Owszem pracy będzie sporo, ale powinieneś mieć tez coś w zamian. Poruszałem zresztą bardzo dokładnie ten problem i tu i tu.

A co w przypadku biznesu? To trudna sztuka. Tym bardziej musisz myśleć, w tym przypadku jeszcze poważniej, niż inni bez względu na to czy jesteś programistą, fotografem czy też planujesz otworzyć przysłowiową budkę z hot dogami (czy też sieć budek:)).


Jakie zalety ma myślenie o za granicy w przypadku własnego biznesu? 

Przede wszystkim: ludzie są tutaj bardzo otwarci i pozytywnie nastawieni do wszystkiego co nowe. To bardzo ważna kwestia. Tak więc, kiedy wpadłeś na pomysł prowadzenia własnej gastronomi, i przyjdą do Ciebie pierwsi klienci zaczną zapewne wypytywać co masz do zaoferowania, a Ty odpowiednio sprzedasz swój produkt (nawet po prostu jak prezentacje - w kilku ładnych i zgrabnych słowach) masz bardzo duże prawdopodobieństwo, że od Ciebie go kupią, ale i nie tylko - zaczną Cię polecać, jeśli faktycznie się sprawdzisz. I muszę przyznać, że nawet tutaj nie mam namyśli idealnego produktu, ale bardziej twoją postawę - uprzejmą, szczerą. Innymi słowy: możesz nie być doskonały, ale pokaż że Ci zależy, i że się jak najbardziej starasz - gwarantuje - opłaci się.

Kolejna myśl: zagraniczni klienci dobrze wiedzą, że twoja usługa jaka by nie była kosztuje. A jeśli jest świetna kosztuje nieco więcej niż normalnie. Piszę to specjalnie dla tych, którzy mieli już do czynienia z handlem na przykład w Polsce, gdzie ludzie jeszcze nie przywykli do płacenia za pewne rzeczy (wielu najlepiej chciałoby wszystko za darmo:)). Tu w anglojęzycznych krajach jest inaczej. Będziesz miał płacone, pamiętaj jednak że musisz się sprawdzić. Nigdy nie oszukuj.   

Brak problemów z urzędnikami. Na całym zachodzie, jest to jakby standard. Otwierasz biznes, raczkujesz. Zapewne bez dużych pieniędzy, lub pieniędzmi z kredytu, które wkrótce się skończą (bo na przykład trzeba będzie jeszcze do czegoś dołożyć). Na szczęście jesteś w innym miejscu, i biuralista inaczej będzie na Ciebie patrzył. Ja nawet spotkałem się z taką historią, gdzie jeden początkujący jegomość przyszedł wypytać jakie są koszty prowadzenia firmy tu w Anglii (jeszcze na niej nie zarabiał - średnio pierwsze zyski firmy na czysto masz po około dwóch latach),  a poinformowano go by w pierwszej kolejności patrzył na siebie, potem jak już wszystko ułoży wrócił i się zarejestrował. Oczywiście, nie w każdym rodzaju działalności to przejdzie, szczególnie jeśli planujesz otworzyć coś większego, miej jednak na uwadze, że da się tutaj negocjować, i to tak byś wyszedł na swoje. 

Inny świetny przykład przedstawiam tutaj czyli: Polak otworzył fabrykę w USA!

Będziesz motywowany. Bez względu na to co robisz.  Postanowiłeś zostać ogrodnikiem? Świetnie. Otworzyłeś firmę remontową? Doskonale. Sprzedajesz chemię przemysłową? Powinieneś być z tego dumny. Świat to nie tylko Nike'i i Iphone'y. Ludzie zza granicy doskonale to wiedzą, i rozumieją. Ważne byś się sprawdził i na tym zarabiał.


Klientów mówiących po angielsku jest kilka milionów razy więcej niż po polsku. 
Idąc za Wikipedią około 335 milionów osób.  Jeśli jednak poszukasz dalej okaże się, iż trafisz na liczbę bliską miliarda lub nawet półtorej. Gdzie łatwiej będzie Ci więc pozyskać konsumentów i rozwinąć firmę? W małym mieście gdzie za Zus zapłacisz tysiaka, czy w Londynie, gdzie masz do dyspozycji 8 milionów osób?   

Jak świetnie to może działać? Przedstawiam wybitnie mocny argument.

Z wielką radością przedstawiam kanał Youtube użytkownika MicBergsma. Jest to człowiek, który zajmuje się testowaniem sprzętu audiowizualnego, na przykład kamer z serii Go Pro oraz udzielaniem półprofesjonalnych porad przy kręceniu i montażu wideo. Jest przy tym ogromnie zabawny, fachowy i motywujący. Przyznam szczerze, że obecnie to jeden z moich ulubionych kanałów. Jednak przechodząc do szczegółów: ten producent ma na swoim koncie filmy od ledwie kilku tysięcy nawet po pół miliona wyświetleń, i gigantyczną (szczególnie jak na polskie warunki) liczbę subskrybentów - ponad 300 tysięcy. Sądząc po jego uśmiechu przyszło mu to z pewną łatwością, i radością (ale i oczywiście ciężką pracą, i znajomością tematu). Tak czy inaczej - szczerze polecam.  


I byłbym zapomniał: ten człowiek jest niesłyszący 

poniedziałek, 7 września 2015

Kolejny raz obalam mit o służbie zdrowia. Tym razem na przykładzie na przykładzie wizyty u brytyjskiego dentysty. Jest świetnie i tanio.

Tak więc zdarzyło się nieuchronne - ząb, który od trzech lat był prawie martwy (po kanałowym leczeniu) w końcu zaczął ostatecznie zakańczać swój żywot w bardzo nie uprzejmy sposób. Mianowicie: infekcją. 

Na początku lekko pobolewał. Potem było już tylko gorzej - trzeba było działać. 

Nie było łatwo, gdyż każdy polecał nam polskich stomatologów. Niestety wydaje mi się, że my uczęszczamy do nich z pewnego przymusu, jaki sami sobie w głowach stworzyliśmy, a to błąd bo mocno na tym tracimy. Dlaczego? Przyznam szczerze, że cena 40 funtów za konsultacje, w której nie podaje się antybiotyków (bo nie). A następnie namawianie na aparat ortodontyczny przez cały czas wizyty, przy takim uciążliwym i wciąż istniejącym problemie wydaje mi się ekstremalnie dziwnym podejściem do pacjenta.

Jak zareagował brytyjski lekarz?    

Pierwsza nasza wizyta u Brytyjczyka odbyła się już następnego dnia po wizycie u polskiego "specjalisty". I ten od razu zaproponował użycie leków - by nie narażać na nic bardziej inwazyjnego. Za wizytę nie zapłaciliśmy kompletnie nic, jedyny koszt jaki ponieśliśmy dotyczył leków - było to około 8 funtów. 

Niestety ząb nie dawał za wygraną. 

I po nieco ponad tygodniu walki o niego trzeba było poddać się: a więc umówić na zabieg wyrwania. 

Znów mile nas zaskoczono: wizyta również odbyła się na następny dzień po naszym telefonie (szczerze mówiąc mogliśmy umówić się nawet na "teraz" jednak z racji, że dzwoniliśmy z pracy było już za późno). 

Samo wyrywanie trwało około 15 minut maks łącznie z oczekiwaniem w poczekalni. Asystowały nam dwie pielęgniarki. Prócz pewnej traumy związanej z samym zabiegiem nie było, aż tak źle. Oczywiście zabieg przeprowadzono pod znieczuleniem :)

Następnie otrzymaliśmy wypis od lekarza. Oraz instrukcje jak należy dalej postępować z raną. 
Oczywiście lekarz jasno i wyraźnie powiedział: gdyby były jakieś problemy, proszę nie czekać tylko przychodzić. Dostaliśmy również numer na  specjalny ostry dyżur w razie gdyby faktycznie było bardzo źle. Przyznam szczerze, że czuliśmy się bardzo komfortowo. Za całą wizytę zapłaciliśmy dokładnie osiemnaście funtów - myślę, że bardzo przyzwoita cena. 

Zemsta ząbka 2.0 

Lekarz ostrzegał, że czasem może boleć. Jednak ból coraz bardziej robił się nie do zniesienia. Wobec tego postanowiliśmy tuż po weekendzie znów się odezwać do kliniki. I słusznie. Okazało się, że pojawiła się ropa. Lekarz wyczyścił ranę. Założył lekarstwo, i przepisał dla pewności jeszcze lek podawany doustnie. Sama wizyta nie kosztowała nas kompletnie nic. Jedynie musieliśmy zapłacić za ów lek w aptece. Kazano nam się również zgłaszać kiedy tylko zajdzie taka potrzeba.

Prawdę mówiąc odwiedziliśmy go jeszcze dwa razy aby skontrolować stan rany, oraz zmienić lekarstwo (bo niby czemu nie). Te wizyty były już totalnie bezpłatne.

Zakończenie

Wszystko zagoiło się i moja dziewczyna nie ma kompletnie żadnych problemów. Jesteśmy ogromnie wdzięczni, że starano się uniknąć metod chirurgicznych i potraktowano je dopiero jako ostateczność. Szczerze mówiąc, można było od początku prowadzenia nas wyczuć głębokie współczucie i zaangażowanie w sytuacje - szczególnie po tym jak zauważył stan ropny. Nigdy nie dano nam odczuć, że jesteśmy problemem, a wizyty przebiegały zawsze jak najbardziej wzorowo - łącznie z tym, że zadawaliśmy mnóstwo (czasem nawet nieco głupich) pytań. 

Jak myślicie teraz: kiedy będziemy szukali dziewczynie ortodonty (bo ona faktycznie pragnie mieć aparat) gdzie w pierwszej kolejności się skierujemy po poradę? :)  

niedziela, 6 września 2015

Jak naprawdę wygląda Manchester?

Wiele osób twierdzi, że Manchester prócz pracy nie ma kompletnie nic do zaoferowania. Moim zdaniem prawda jest inna - trzeba wyjść nieco poza swoje typowe otoczenie, żeby odkryć to miasto. 

Ja w Piątek, wracałem nieco inną drogą niż zazwyczaj - taką tuż koło siedziby BBC (tzw Media City). 

Znajduje się tam też War Museum gdzie możecie zobaczyć wszelkie eksponaty dotyczące tego zagadnienia (poznacie je po czołgu, który stoi w pobliżu).  Tymczasem zapraszam do oglądania zdjęć:











Chyba nie jest tak do końca źle, prawda? 

wtorek, 1 września 2015

Dla rodziny - nadgodziny.

Hej. Tematów jest mnóstwo, ale z przyczyn logistycznych kompletnie nie mam jak się za nie zabrać.

Co jest tego powodem? Dokładnie informacja z posta poniżej - będę ubiegał się o lepsze zarobki, i wygodniejszą pracę (czytaj robię szkolenie na wózek widłowy). Potrzebuję zatem więcej gotówki: na wszelki wypadek by po prostu się zabezpieczyć, oraz utrzymać płynność finansową (na przykład gdybym chciał wziąć szybko dodatkowe lekcje - w końcu muszę być fachowcem od zaraz, a i nie mam czasu być przeciętnym kierowcą).

Pracuję więc przez ostatnie tygodnie po około 11 - 12 godzin dziennie.  I muszę przyznać jest ciężko. Zatem proszę o trochę cierpliwości, gdyż obecnie czuję się jak ten Warszawski Leming:


Pamiętajcie jednak, że na maile i komentarze cały czas odpisuję - w razie więc gdybyście mieli jakiekolwiek pytania, śmiało się zgłaszajcie.

Życzę miłego wieczoru.