poniedziałek, 2 marca 2015

Popularny plan zarobkowy. I dlaczego ma same wady.

Pozwólcie proszę, że przestawię Wam dziś K. Poznałem go kilka miesięcy temu. Wyglądał na trzydziestosiedmioletniego faceta z przejściami. Pozwólcie również proszę, że w kilku słowach opiszę naszego bohatera: K jest z jednym z tych osób, które przyjechały do Anglii w celu błyskawicznego zarobku i paradoksalnie jest już tutaj ponad dekadę. Okazało się również, że K ma tylko dwadzieścia osiem lat. Gdyby mi nie powiedział tego wprost to nigdy bym w to nie uwierzył. K wygląda bardzo postawnie i na pewno był kiedyś stałym bywalcem siłowni, widać to szczególnie po jego barkach- bardzo szerokich. Jednak teraz tak na prawdę jest cieniem samego siebie: szczególnie jeśli, przypatrzymy się reszcie jego ciała a w szczególności jego brzuchowi - ogromnemu, od razu rzucającemu się w oczy i nadętemu do granic możliwości.  K ma do tego bardzo bladą i niesamowicie tłustą cerę. Ma białe plamy na twarzy - coś jak bielactwo. Nosi stare sprane ubrania. Posiada też przetłuszczone, rzadkie włosy i nieświeży oddech. Cały czas jest niewyspany, zdenerwowany i zmęczony.

Zdarzyło mi się z nim pracować na najmniej wymagającym dziale - tym z gąbkami. Jego zadaniem było wywozić palety pełne gąbek do magazynu. Prosta robota. Robią to nawet dziewczyny; taka paleta waży nie dużo; nawet nie wiem czy ze 100 kg, bo w końcu to powietrze i tekturowe pudełka.  K jednak po przewiezieniu takiego kompletu wyglądał jakby przebiegł cały maraton: czerwony na twarzy, zasapany i zdyszany. Często na twarzy z gadką: K***a, oni chyba chcą nas tu pozabijać, zamęczyć nas chcą. K miał ogromne szczęście; roboty było mało bo pracowaliśmy na popołudniową zmianę. Gdyby pracował na zmianę dzienną głęboko wątpię czy by sobie tu dał radę.

Zajmijmy się jego dietą i życiem prywatnym bo o tym też warto porozmawiać. W zasadzie to nic innego jak kanapki z automatu, słodkie gazowane napoje, chińskie zupki oraz tytoń. Mnóstwo tytoniu. Na każdej przerwie. Rano. Wieczorem. Po pracy. Przed snem. Cały czas. A mieszka w jak najtańszym pokoju- zimnym, obskurnie wyglądającym. Takim z grzybem na ścianach w pokoju i  łazience. Czasem również pokazują się u niego pająki. K dzieli mieszkanie z innymi lokatorami, a mianowicie z ludźmi - ci wyglądają jednak bardzo podejrzanie i raczej nie obce jest im słowo konflikt.

K wpadł na genialny pomysł zarobienia niewiarygodnie szybkich pieniędzy w Anglii. Plan można zawrzeć w zdaniu: Oszczędzaj totalnie na wszystkim, jak się da i ile się da. I jak najszybciej wracaj do Polski. Problem polega na tym, że ten syf, który K chłonie przez cały tydzień, trzeba jakoś odreagować: to mdłe jedzenie, ten okropny brudny pokój, tą denną rutynę, nawet te śmierdzące najtańsze papierosy z przemytu. I K tak robi - zawsze w weekendy, a w zasadzie od Piątku wieczorem nie zastaniecie go w mieszkaniu aż do porannych Poniedziałkowych  godzin;  powiedzmy nawet do czwartej czy piątej. Pijąc i wciągając i łykając wszystko co można sobie tylko wyobrazić K się relaksuje.  Wraca więc do pracy odmieniony: ale tylko na jakąś godzinę lub dwie a potem znów gorzknieje. Bo uświadamia sobie gdzie wróci do pracy i chyba w pewnym momencie łapie również myśl, że kolejny raz nie wiele zaoszczędził.

Ostatnio K dopadł również błahy ból zębów. K wyjątkowo szybko się zreflektował i umówił do dentysty. Problem w tym, że pojawiły się komplikacje i z dnia na dzień było coraz to gorzej i gorzej. W tym momencie K leży w szpitalu i z tego co wiem, jest z nim ciężko, wczoraj miał operację i z tego co wiem dalej nie zapowiada się różowo.

Takich K jest tutaj tysiące. Wybrali szybki tor. Bez koncepcji na siebie. Jak najtańszym kosztem i jak najwięcej. Ale nie jesteśmy zabawkami i nie jesteśmy wieczni. To gdzie się pojawiamy, co ze sobą i to co ze sobą robimy w końcu się na nas odbije. Bardzo mi przykro, że takie historie tu powstają. Rozumiem po części ludzi, którzy tak żyją. Muszą być ogromnie wystraszeni. Przerażeni. Dodatkowo nierzadko się zdarza, że przyjeżdżają tu samotnie. Skopani przez los zupełnie gdzie indziej. Nie mają nikogo kto mógłby się nimi tu zaopiekować i nie mają nigdzie możliwości naprawdę wypocząć. A skoro już się jakoś udało tu jakoś nawet tak ustawić, to może warto się nie wychylać i zostać tu gdzie są. W końcu gorzknieją.

Kiedy przyjechaliśmy tutaj kilka miesięcy temu, pierwsze nasze obiady to były zestawy ze zniżek Mc Donalds.  Uwierzcie mi, wpierw jest fajnie potem z dnia na dzień każdy kolejny kęs był coraz trudniejszy do przełknięcia a natłok spraw do załatwienia zaczynał nas powoli przytłaczać. Mieliśmy jednak dużo odwagi (a jeszcze więcej strachu i masę stresu) i wiedzieliśmy tylko, że naszym ostatnim pomysłem jest wracać z powrotem do ojczyzny: bo niby do czego. Mieliśmy również gdzieś w głowach ustalony także podświadomy plan działania, który w pewien sposób nam ułatwiał życie.
Ja teraz bym go nazwał planem normalności. Ty też możesz ułożyć taki plan, jest to o tyle świetne rozwiązanie, że kompletnie nic Cię nie kosztuje.

1. Musieliśmy znaleźć mieszkanie lub pokój. W nie byle jakiej dzielnicy: takiej, która była w miarę schludna i blisko centrum - by łatwiej było dojechać do pracy. Najważniejsze było to, żeby była również bezpieczna. A lokatorzy, z którymi mieliśmy mieszkać mieli być pracującymi, najlepiej ambitnymi ludźmi, bez nałogów.

2.Musieliśmy znaleźć pracę. Byle jaką, ale najważniejsze by była stała. Mogła być ciężka lub bardzo ciężka, ale nie miała nas wyniszczać (np. chłodnie) chyba, że nic byśmy nie dostali; wtedy trzeba było by się nawet nad czymś takim zastanowić (przynajmniej w moim wypadku).

3.W między czasie przyzwyczaić się do nowego miejsca. To akurat było łatwe. Chodziliśmy, wszędzie gdzie mieliśmy ochotę po to żeby chociaż popatrzeć, zapytać. Oswoić się z nową kulturą i językiem.

4.Znaleźć nową ambitną lepiej płatną pracę. Właśnie jesteśmy na tym etapie. Dlatego jeszcze bardziej szlifujemy język - prosta czy nawet średnia angielszczyzna może być okej, ale jeśli chcesz pracować np. w biurze musisz się umieć dobrze porozumiewać; od tego przecież zależy jak będziesz dogadywać się z przełożonymi i czy będziesz czuć się dobrze wśród nowych znajomych. Korepetycje mamy zawsze w Niedzielę; nie ma że boli. Wstajemy rano koło ósmej - dziewiątej, jedziemy na lekcje i wydajemy trzydzieści funtów na tydzień, czyli sto dwadzieścia funtów miesięcznie. Tutaj to konsola, lub pół świetnego telewizora. Paradoksalnie odkładamy również pieniądze. Lepiej mieć trochę funtów, gdyby się nowa podwinęła w przyszłości. Przeglądamy oferty pracy, dopytujemy o nowe zajęcia w różnych agencjach.

5.Ostatni punkt to nagroda: Delektować się życiem. Spokojnie żyć. Zbierać oszczędności. Podróżować. Samorealizować się.

Punkt czwarty może i jest teraz wyczerpujący bo pracujemy także po godzinach, ale jest niczym tak naprawdę w porównaniu z tym co przeszliśmy realizując punkt pierwszy i drugi. Wtedy wstawaliśmy o siódmej rano, dzwoniliśmy po wszelkich ogłoszeniach, rejestrowaliśmy się w każdej możliwej agencji jeździliśmy, słyszeliśmy odmowę, wracaliśmy do domu pod wieczór i szukaliśmy dalej do pierwszej lub drugiej w nocy. To co teraz mamy przed sobą to pestka, da się to załatwić - przecież przed nami tyle osób już to zrobiło. Co do punktu szóstego myślę, że trzeba na niego jeszcze trochę poczekać, pewnie z kilka miesięcy ale jednak się opłaca. Jest tutaj do wykonania także i dla Ciebie.

Musisz przełamywać rutynę - pozorne oszczędności są tylko pozorne i kiedyś trzeba będzie za nie zapłacić. Nie jesteś automatem, musisz zadbać o swój komfort psychiczny i fizyczny. O siebie. Małymi krokami możesz dojść gdzie chcesz. A jeśli jest Ci ciężko, trudno Ci zdobyć się na jeszcze dodatkowy wysiłek, polecam pamiętać o cytacie Tomasza Bagińskiego, który opisuje jego pracę nad filmem Katedra - tym, który chyba dla niego momentem przełomowym. Brzmi on:

" Stary, najbliższe pół roku będziesz miał dokumentnie przechlapane. Sorry, nie poradzisz, mogło być gorzej. Mogłeś się urodzić w Bośni, mogłeś wlecieć samolotem prosto w WTC, są gorsze rzeczy niż siedzenie tygodniami ciągle nad tym samym projektem i patrzenie jak topnieje konto".

A w dalszej części:

"Nie było wesoło, musiałem też zmniejszyć wydatki, ale nie przesadzajmy, nie było jakoś bardzo strasznie".

Pozdrawiam z UK,
Bartek Nowak

P.S
Link do całego wywiadu z Tomaszem Bagińskim znajduje się tutaj. 
Katedra jest do oglądnięcia na Youtube, pod tym odnośnikiem.
Może Ci się przydać po tym poście umiejętność oszczędzania, jeśli nie wiesz jak to dobrze robić, skorzystaj z artykułu znajdującego się pod tym odsyłaczem.

Czego uniknąć i jak się zachowywać podczas pierwszych dni w UK nauczę Cię nawet w ciągu godziny podczas indywidualnych konsultacji, wystarczy że się zgłosisz na: barteknowakwuk@gmail.com cena - jedynie 96 zł za pełnogodzinną rozmowę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz