Katarzyna była śliczną dziewczyną w moim wieku. Poznaliśmy się jeszcze w pierwszej pracy, gdzie handlowaliśmy usługami telekomnikacji. Przyznam szczerze, że zawsze mnie dziwił jej upór.
My raczej rzadko rozmawialiśmy ze sobą. I sporo czasu minęło zanim dowiedziałem się, że studiuje na Uniwerystecie Ekonomicznym (zaocznie). I, że pracuje po to by mieć na swoje wydatki. Zazwyczaj ludzie idą na studia tylko dlatego, że tak robią wszyscy. Problem polegał na tym, że Kasia mieszkała znacznie poza Krakowem. A w zasadzie pod Chrzanowem. Żeby więc dojechać do pracy na 13stą, musiała wyjść nawet koło 10 tej rano. A z kolei w domu była przed 12 stą w nocy. O ile wiem miała też dwie przesiadki i z racji tego że urodził się jej brat musiała dokładać się do czynszu. Jak bardzo nie doceniałem jej już teraz.
Potem nasze drogi się rozeszły ale zawsze miło ją wspominałem. Nigdy nie mieliśmy jakiegoś super kontaktu. Byliśmy dla siebie mili, lubieliśmy się. Thats all.
Ostatnio złożyło się przy świętach, że złożyliśmy sobie życzenia. Noi dowiedziałem się, że prowadzi życie godne pozazdroszczenia daleko we Francji. Nie znając języka francuskiego. Wyjeżdżając bez pieniędzy - z jakiejś małej czarnej dziury.
Mieszka tuż pod Paryżem - 15 minut od miasta. Ma fajne życie. Pracuje jako opiekunka do dzieci, mieszka z rodziną której pomaga. Za to ma gratis opłacone rachunki i jeszcze otrzymuje normalną pensje. Podróżuje i wypoczywa.
Francuskie plaże, Chorwacja, zimną narty - to jej ostatnie pół roku.
-Jak w takim razie tam się dostałaś?
Zapytałem podczas naszej ostatniej rozmowy. - No cóż, nie było łatwo, nie miałam pieniędzy musiałam szukać inaczej. W końcu znalazłam stronę: aupairworld.com
-A jak poradziłaś sobie z tym, że kompletnie nie umiesz francuskiego?
-Fakt, nigdy się go nawet nie uczyłam. Trzeba było więc znaleźć rodzinę, która umie angielski. I liczyć na to, że nauczę się w miedzyczasie.
Jak widać wszystko ułożyło się po jej myśli. Teraz ma wolne, i wróciła na chwilę do kraju. Potem znów jedzie bawić się dalej ;)
Jeśli Ty jesteś zainteresowany wyjazdem drogi czytelniku napisz do mnie na: barteknowakwuk@gmail.com prawdopodobnie mogę pomóc. Pozdrawiam:)
wow, 3 godziny dojazdu, a to ja myślałam że mam przewalone z 2 godzinnym :P Ostatnio koledze powiedziałam, że 52 przystanki jadę, dwoma autobusami to powiedział, wow podziwiam Cię. Ha! Mam inne wyjście? Lubię tę pracę to mi nie przeszkadza, a że szczęści mi sie tam gdzie najdalej od domu to..trzeba korzystać :D
OdpowiedzUsuńAu Pair..jak wiele blogów czytałam dziewczyn które pracowały w ten sposób w Anglii, zdania podzielone są, 3 blogi które czytałam wypowiadały się krytycznie = trafiły na niezbyt miłe osoby w rodzinie, dzieci były aniołkami, ale z rodzicami nie dało się żyć, wykorzystywane były, a jedna blogerka wspomina ten czas jako sielankę, ale że musiała do kraju wracać to zrezygnowała z tej pracy. No łatwa to praca nie jest, trzeba to lubić, cóż więcej :)
To też kwestia tego w jaki sposób nastawiasz się do pracy. Ja tutaj w UK miałem na samym początku szefa, który lubiał znaleźć sobie osobę na którą regularnie mógł ponarzekać - że tak delikatnie powiem. Noi tym razem trafiło na mnie:) Więc na początku się uśmiechałem, potem zacisnąłem zęby, a potem mu powiedziałem, że jak mu się moja praca nie podoba to może mnie zmienić nawet dziś:) Noi tak się składa, że się uspokoił. Stres miałem wtedy okropny, ale patrząc z perspektywy czasu, czy było faktycznie się czym stresować? Chyba nie bardzo :)
OdpowiedzUsuń