Kiedyś byłem okrutnym sknerom. Generalnie w życiu miałem tak, że nieco dostało mi się na starcie, i musiałem bardzo szybko wydorośleć. Nie było zmiłuj się, trzeba było dbać mocno o siebie, ale skoro ja już mam, to czemu by nie wspomóc innych... ?
2. Straciłem wielu znajomych.
W zasadzie to już od dawna ich traciłem. To się zaczęło już jak stuknęło mi 21 lat. Pierwsze wyróżnienia z pracy, i nagle się okazuje że bliscy Ci ludzie znikają. Potem pokątnie dowiadujesz się jak sprawa się miała i co o Tobie mówiono. A kiedy szykował mi się wyjazd - a więc większe zarobki - to było stanowczo dla nich za dużo.
3. Mam nowych (lepszych) znajomych.
Było też tak, że osoby z którymi rzadko się spotykałem (albo zupełnie przypadkowo) zaoferowały mi ogromną pomoc przy wyjeździe. I jakby nie patrzyć, kiedy przyjeżdżam na wakacje to z nimi mam teraz świetny kontakt.
4. Wyluzowałem.
W Polsce miałem dużo problemów stworzonych przez innych. Generalnie nie znoszę cinkiarstwa.
Wymiana sprzęgła na zepsute, pół roku walki o zwrot telewizora. Serio? Odkąd mieszkam w Manchesterze wszystko działa, co przekłada się na mój stan psychiczny.
5. Przestałem się starzeć.
Przychodzi taki moment, że nie wypada Ci już rozmawiać z młodszymi. Albo oni mimo zaledwie kilku lat różnicy mówią do Ciebie per Pan. Nie mam pojecia po co. Tu nawet z 50cio latkami jestem na ty. I bardzo mi się to podoba.
6. Pojawiły się nowe plany.
Ponad rok temu NY był nie osiągalny. Miesiąc wakacji też. Ten rok zapowiada się jeszcze łatwiej i lepiej. Nie chcę wiedzieć co będzie za dwa.
A miało być ciężko i trudno. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz