Lekcje historii również mógłbym wyrzuć do kosza. Do dzisiaj pamiętam akapit o Żołnierzach Wyklętych, brzmiał prawie tak:
Wojna zakończyła się, 1945 8 maja jednak byli jeszcze tacy którzy buntowali się przed zakończeniem działań wojennych - nazywano ich "Żołnierzami Wyklętymi".
Dopiero około 10 lat później z internetu dowiedziałem się o co tak naprawdę rzecz się rozgrywała.
W pewnym momencie życia przestałem się kompletnie uczyć. Było to na przełomie Gimnazjum. Ot dostałem wymarzony pasek na świadectwie. I skoro go dostałem to co? To w zasadzie to już nic.
W liceum kontynuowałem swoją pasję do nic nie uczenia. Robiłem tyle by zdać. I znacznie więcej w kwestiach swoich zainteresowań. Notorycznie spóźniałem się na lekcje. Przyjść 15 minut przed zakończeniem tej pierwszej? Nie ma problemu!
Wielu nauczycieli nie rozumiało tego sposobu myślenia, ale kilku zauważało że coś za tym stoi.
Kiedyś, będąc ostatnim -specjalnie ostatnim- uczniem wychodzącym z sali powiedziałem, do jednej z moich ulubionych pań pedagog:
-Magda, to wszystko jest bez sensu. To jest robione pod klucz. Nie wierzę, że Ci ludzie to łykają.
Masz rację. To powinno być zupełnie inaczej omawiane. Powinieneś o tym pamiętać,
Magda była świetnym nauczycielem. Potrafiła rozmawiać z kujonami tak jak oni chcieli słyszeć. I potrafiła otworzyć się na innych - tych zadających pytania. Kiedyś chciała wydać nawet książkę - jako jedyny czytałem nawet jej pierwszy rozdział, była świetna.
Tak więc dziś w końcu mówi się o Żołnierzach Wyklętych. O ludziach napędzanych inną energią.
Polecam przyjrzeć się im bardziej - w czasach, kiedy inne narody naprędce tworzą bastiony super bohaterów, ludzi w zbrojach, wyjątkowych agentów - my takich mieliśmy u siebie. Byli prawdziwi. Realni. I nawet jeszcze można ich dotknąć i porozmawiać.