Kilka miesięcy przed wylotem, trafiła w moje ręce książka, poruszająca temat emigracji do Stanów Zjednoczonych, a konkretnie do Nowego Yorku. Książka jest bardzo stara (i przez to ładnie pachnie- "książkowością" :)) - 1991 rocznik a ja byłem kiedyś w NYC więc, tym bardziej postanowiłem ją strawić. Ogromnym jej atutem jest to, w jaki sposób została napisana: pozytywnym, dobrym językiem, zachęcającym do budowania siebie jako osoby. Nie ukrywam, że była ona głównym motywatorem do otwarcia także tego bloga i nakierowała mnie na właściwe tory tu w UK. Przed chwilą sprawdziłem i na szczęście możesz ją kupić na Allegro za kwotę około 10ciu złotych. Serdecznie zachęcam, a poniżej przedstawiam cytaty, które najbardziej mi osobiście utkwiły w pamięci:
"Polish Americans - chodź zajmują wiele najwyższych pozycji w świecie amerykańskiej polityki, biznesu, bogactwa - zaniedbują sprawę autoreklamy i propagandy. I z tego bierze się niedocenianie Polish Americans na rynku. Zaś ci producenci i handlowcy, którzy wiedzą o wielkiej sile nabywczej grupy polskiej, trzymają to dla siebie..."
"Aby być tu bezpiecznym, trzeba postępować tak, jak postępują starzy nowojorczycy. Oto rad kilka...
Przyswoić przeciętne, nie wyróżniające z tłumu maniery. Nie kontaktować się wzrokiem z idącym z naprzeciwka "groźnym typem". Iść pewnie, śmiało, "na luzie" - zwłaszcza kiedy się boimy. Nocą trzymać się żywszej, lepiej oświetlonej strony ulicy i chodnika, nie zapuszczać się w miejsca zasłonięte, podziemne, bezludne. W subwayu wsiadać do wagonów zapełnionych. Kiedy sympatyczniak zapyta o godzinę czy cokolwiek - odpowiadać krótko. Jemu nie o godzinę chodzi, ale o sprawdzenie naszego angielskiego. "Nowy Dziennik" to świetna polonijna gazeta (najlepsza na Półkuli Zachodniej), ale rozkoszowanie się nią zdradza, że my "nietutejsi". To samo oznacza jawne studiowanie mapy subwayowej".
Jest odwaga - czyli świadome zapuszczanie się w busz, i jest podróż nagiego dziecka w pokrzywy. Rzecz nie w tym żebyś się ciągle bał - pouczano mnie po pierwszym obrabowaniu - ale w tym, żebyś natychmiast wyczuł pojawienie się szakala czy szakali".
"Tak musi być; aby pojąć nowe, porównujemy ze znanym, swoim. Czy to samochód, czy chleb, czy wino. Kto przybył do Ameryki, chce czy nie, aby uchwycić jej wymiary, skalę, charakter porównuje ją z Polską (ja też). Porównujemy wszystko; ceny, zarobki, przepisy, prawo, ustroje, technikę, krajobrazy, rośliny, zwierzęta".
"Jeśli jednak porówna się procenty Niemców tracących ojczystą mowę, Francuzów, Włochów, czy Polaków, okazuje się, że nie jesteśmy ani bardziej, ani mniej zdradliwi".
"Polacy mają skłonność do fragmentaryzacji (siebie - mój przypis)".
"Znaczenia siły wyborczej czasami nie rozumie nowa emigracja. Ale ta właśnie siła otwiera KPA drzwi Białego Domu i sprowadza prezydenta do Hamtramck".
"-Emigruję - decyzja dramatyczna...
- Podjęłam ją bez dłuższych wahań. Skoro nie mogę pracować w zawodzie, który kocham, to cokolwiek innego mogę robić gdzie indziej".
"-Emigracji nie odchorowałam, ale Nowy York tak. Później, w chwilach lepszego nastroju śmiałam się z siebie, bo kiedyś proponowano mi przeniesienie z Wrocławia do Warszawy i odmówiłam. Bo Warszawa była dla mnie miastem za... dużym".
"-Coraz więcej ataków na emigrujących. Że "szczury uciekają z tonącego okrętu" i temu podobnie. Co pani na to?
-Czasem mnie śmieszą te ataki, czasem złoszczą. "Zdrajcy", "tchórze"... Mówienie o "zdrajcach" trąci mi szowinizmem, o "tchórzach" - świadczy o małej wyobraźni. Nie zdają sobie sprawy ci oskarżyciele, jakiej odwagi trzeba, żeby emigrować, ani ile trudu, walki, męstwa wymaga start w Nieznanym. A przy tym ci Katoni tak chętnie korzystają ze wsparcia finansowego owych "zdrajców" i "tchórzy". Czy to nie podwójna moralność?"
"-W przeciwieństwie do dawnej emigracji, ci przybywający teraz, zachowują się bez kompleksu niższości. Równorzędnie. I słusznie. Podoba mi się ich duma. Pewność siebie. Ambicja. Rozmach. Chcą zdobywać Amerykę - i wierzę, że zdobędą! ich atutem jest także wykształcenie - nieraz lepsze gatunkowo od amerykańskiego. I humanizm. Wiedza".
"W Ameryce ludzie głupieją. Pomieszka taki w Nowym Jorku rok czy dwa, powącha dolarów i zaraz odbija mu szajba".
"Najgorzej, jak facet zjedzie tu z żoną, dziećmi i teściową a tak naprawdę po co, to nie wie".
"Znałem takich, co myśleli, że zaraz będą milionerami, a skończyło się na konserwach dla psów, bo to najtańsze. Na szczęście wynieśli się. Mnie też zdarzyło się takiego gulaszu dla psów skosztować. To było życie!"
"- Mój dyplom jest tu! - pokazywał mi swe ręce.- Wy tam, buraki, nic nie wiecie. A j wiem, bo ja mam na koncie sto tysięcy dolarów. Sto tysięcy! I sam je zarobiłem. A oni co mają? Tytuł mają dats it! Same doktory, magistry, pedały. Normalnego człowieka tu nie spotkasz. Wielkie państwo przyjechało do Nowego Jorku. Widziałeś, jakie do nich przychodzą listy? Każą sobie pisać na kopercie "May Flower" - znaczy Majowy Kwiat. Tak się nazywa ta zasrana kamienica. A ty wiesz, co to oznacza? To nie kwiatek, ino okręt co tu przybył do Ameryki, na samym początku. I kto tu chodził do szkoły?"
"Najbardziej byłem tym zdziwiony, że w Nowym Jorku jest polska telewizja. I polskie gazety. Ale w szkole mówią po angielsku i jest trudno. Dlatego najpierw trzeba kupić słownik i uczyć się angielskiego. I zwiedzać miasto. Nowy Jork to taki statek na wodzie".
"Generalnie biorąc wy - nowi, stamtąd - wszyscy zachowujecie się między nami sztywno. Obco. Reagujecie, jakbyście nie byli tak dobrzy jak my".
"Pomyślałem: jeśli jest Polakiem, to nie może być zarozumialcem na jakiego wygląda. Zaprzyjaźniliśmy się i wszystko podejrzliwie co o tobie przedtem myślałem, okazało się nieprawdą.
Ty nie myślałeś, że jesteś lepszy od nas. Ty myślałeś, że jesteś gorszy. Tak!"
"Na początku byłeś bardzo niepewny - i zgadzałeś się na wszystko. Na przykład chciałem żebyś coś polubił - i ty chwaliłeś to. Na niby. Uważałeś, że trzeba lubić, co ja lubię - bo ja jestem Amerykanin, a ty przybysz. Ale potem zacząłeś mieć swoje zdanie. Niezależność. Teraz potrafisz powiedzieć: Steve, to jest niedobre, ja tego nie lubię!
To mi się podoba, tak trzeba. Choć nie podoba mi się kiedy zaczynasz być Amerykaninem. Za bardzo Amerykaninem. Podgrywasz. Denerwuje mnie to z dwóch powodów.
Po pierwsze Piotr, nie czujesz, że to nie po amerykańsku, że to nie tak. Tobie wydaje się tylko, że to coś robisz po amerykańsku, do tego upierasz się, że to właśnie po amerykańsku. I to jest nie mądre.
Po drugie, możesz grać sobie kogo chcesz, ale nie przede mną, jesteśmy kumplami, czy nie?"
"Od początku zdawałem sobie sprawę, że moim kalectwem jest nieznajomość angielskiego. Jak wielkim błędem było przyjeżdżać bez języka. Chociaż, z drugiej strony, trudno sobie tam w Polsce wyobrazić, czym jest język i przygotować się rzeczywiście. Trudno przyjechać z gotowym planem..."
"Tak, brak języka powodował moje depresje i szamotaninę. To, że nie mogłem zdobyć normalnej pracy. Na miarę mojego wykształcenia i umiejętności. A praca dla samych pieniędzy to przecież niewolnictwo".
"Pod koniec drugiego roku postanowiłem zbierać wreszcie dla siebie; żeby pójść do szkoły języka angielskiego. Odłożyłem dwa tysiące i w Marcu 78 wyjechałem do college'u.
Był to moment przełomowy. Zaczął się nowy okres w moim życiu".
"-Czym Nowy Jork zwabił panią z Pittsburgha?
- Nie zwabił. Studiując, bywałam w Nowym Jorku. Zwiedzałam, chłonęłam".
"Jak Amerykanie zdobywają tę swoją samodyscyplinę? Powściągliwość? Kto ich tego uczy - szkoła?
Rodzina?
- Przede wszystkim rodzina. Proszę zauważyć, że im rodzina zamożniejsza - czyli im lepiej zorganizowana, bo zamożność bardziej wynika ze zorganizowanego współdziałania niż z samej pracowitości - tym prawdopodobniejsze, że dzieci też osiągną sukces. Im rodzina biedniejsza - czyli im bardziej zdezorganizowana - tym prawdopodobniejsze, że losy dzieci będą przypadkowe. To zorganizowana rodzina dopinguje dziecko, żeby było najlepsze w klasie, dostało się do najlepszego college'u, do najlepszego uniwersytetu... A potem ambicja staje się cechą własną. Najlepsza praca, najwyższe zarobki, najelegantsza dzielnica...
- Czyli Polacy dochodzą do zamożności bardziej pracowitoscią i oszczędzaniem niż "sposobem"?
-Ogólnie biorąc, (niestety - mój przypis) tak".
"Wykorzystaj to, że są tu restauracje z całego świata i wszystkie wina".
Pozdrawiam serdecznie,
i dziękuję autorom za napisanie tej wspaniałej lektury,
P.S
W następnym poście opiszę jak dokładnie wyglądała moja sytuacja gdy tu przyjechałem.
Szukasz sposoby aby dostać się do UK? W ciągu godziny mogę objaśnić Ci jak to zrobić - nawet jeżeli teraz nie umiesz jeszcze języka. Napisz do mnie na: barteknowakwuk@gmail.com - koszt konsultacji - jedyne 96 zł.